Mury

Muzyka i słowa: Lluis Llach, słowa polskie i wykonanie: Jacek Kaczmarski, ok. 1975 r. Student Jacek Kaczmarski opuszczał się w nauce. Wolał balangować przy mocnym alkoholu i gitarze. A na imprezie coraz częściej grywał song „Mury” hiszpańskiego dysydenta Lluisa Llacha, zbuntowanego przeciw dyktaturze generała Franco. Refren, który brzmiał jak stara pieśń kajdaniarska, podchwytywali wszyscy balangowicze: ,,wyrwij murom zęby krat/ Zerwij kajdany, połam bat/ A mury runą, runą, runą/ I pogrzebią stary świat!”. Ale imprezowicze słuchali piosenki nieuważnie i nikomu nie wpadło w ucho, że song w ostatniej zwrotce zapowiada, iż rewolucjoniści po zwycięstwie budują własny reżim. A poeta, który zagrzewał ich do walki, pozostaje – jak był – samotny. To nie obchodziło nikogo. Za to wszystkich porywała wizja powalanych murów i łamanego bata. Kaczmarski śpiewał „Mury” na nasiadówach opozycjonistów w warszawskich mieszkaniach, ale też na wiecach, festiwalach i przed mikrofonami Radia Wolna Europa. Ale kiedy wreszcie mury (także symboliczny w Berlinie) runęły, Kaczmarski – jak bohater jego piosenki – poczuł się sam. Z najwyższym trudem wydźwignął się z alkoholizmu. W wolnej Polsce mieścił się z trudem, publiczności nie ciekawiło, jak komentuje III RP. Publiczność domagała się „Murów”, bo publiczność jest sentymentalna. Kiedy więc na 45. urodziny Kaczmarski usłyszał od lekarza, że ma zaawansowanego raka gardła, przyjął tę wiadomość spokojnie. I w milczeniu. Wygrywać wojny, tworzyć ideologie dla milionów, sprzedawać towary warte miliardy. Jeden warunek: piosenka musi idealnie trafić w swoje miejsce i czas. Tylko tam i wtedy ma niewyobrażalną siłę rażenia. Słuchana po latach brzmi już tylko jak rzewne nudziarstwo. Tego nauczył nas XX wiek.

Źródło: „Wprost” nr 5, 05.02.2006 r. – Wiesław Kot