Życiorys Jacka Kaczmarskiego (cyt. ze strony http://www.kaczmarski.art.pl)

Jacek Kaczmarski urodził się 22 marca 1957 roku w Warszawie. (znak zodiaku – baran co jak sam podkreśla jest przyczyną jego porywczości :-)) Pochodzenie jego rodziny jest dokładnie opisana w piosence Drzewo genealogiczne.

Jacek Kaczmarski [ur. 22.03.1957 – zm. 10.04.2004]

W tym miejscu posłużę się cytatem z książki Grażyny Preder „Pożegnanie Barda”

„… – Pamiętam dziadków ze strony ojca. Wiem, że dziadek był ułanem w wojnie 1920 roku. Babcia (z domu Strejlau) pochodziła z Inflant, co mnie zawsze szalenie intrygowało i pobudzało moją wyobraźnię. No bo Inflanty to i Sienkiewicz, i tradycje sięgające XVI wieku… Więc wyobrażałem sobie, jak skomplikowane musiały być losy mojej babci, chociaż nigdy ich dokładnie nie poznałem. Natomiast, będąc ostatnio na Łotwie, szukałem śladów po Strejlauach, nikt ich tam jednak nie pamięta. Wszyscy zaś pytali, czy Andrzej Strejlau, trener reprezentacji Polski w piłce nożnej, to mój krewny, l tak jest rzeczywiście. Kiedy było wiadomo, że interesuję się historią i piszę piosenki o historii, to krewni krewnych wyszukali mi jakieś parantele – właśnie przez babcię Strejlauową – z Jakubem Jasińskim. Tak więc te akurat słowa piosenki „Drzewo genealogiczne” są prawdziwe …

– Słowa: ,,a może moim krewnym był żołnierz poeta”?

– Tak, a przynajmniej zgadzają się z rodzinną tradycją, l nawet odwiedziłem grób Jakuba Jasińskiego na cmentarzu praskim. Przy czym to nasze pokrewieństwo nie jest potwierdzone żadnymi dokumentami, nie ma na nie żadnych materialnych dowodów. Moja rodzina nie należy do tych, które hołubią pamiątki przeszłości, dokumentują, przechowują, aby potem się np. nimi chwalić. Raczej ocenia się człowieka wedle tego, co sobą reprezentuje, a nie od kogo pochodzi. Z kolei rodzice mamy to babcia, która pochodzi z Koła, z rodziny żydowskiej bardzo zasymilowanej, uważającej się za Polaków. Trudno tam dopatrzyć się jakiejś ortodoksji czy chasydyzmu. Dziadek natomiast ma w sobie krew tatarską. Pochodzi jednak z bardzo ubogiej rodziny proletariackiej. Samodzielnie zdobyte wykształcenie i zaangażowanie w życie warszawskiej biedoty zdecydowało o przejściu na stronę komunizmu, jeszcze grubo przed wojną.”

Żydowskie pochodzenie matki nie miało zbytniego wpływu na życie poety i nigdy nie spotkał się osobiście z przejawami antysemityzmu (wyjątkiem mogą być napisy na jego plakatach), lecz odbiło się w Jego twórczości. Najlepszym przykładem jest wiersz „Ballada o spalonej synagodze”. Mimo, że rodzice zajmowali się malarstwem nie poszedł w ich ślady, choć część jego twórczości dotyczy dzieł sławnych malarzy np.: ” Ambasadorowie Życie szkolne pod względem nauki przebiegało bezproblemowo cyt.: „W komunistycznej szkole miałem same piątki”. Gorzej układały się stosunki z kolegami, jako słabszy fizycznie i jednocześnie zarozumiały przyszły poeta popadał w częste konflikty. Kaczmarski chodził do liceum imienia ” Narcyzy Żmichowskiej ” najpierw do klasy francuskiej, potem jednak przeniósł się do klasy matematycznej. Tam trafia na bardzo dobrą polonistkę panią profesor Barbarę Krydę, która przyczyniła się do przyszłego kierunku studiów i pomogła Jackowi przejść bezboleśnie przez czwartą klasę ogólniaka. Dzięki dojściu do finału w olimpiadzie polonistycznej Kaczmarski dostaje się na studia polonistyczne pod „skrzydła” profesora Libery . Na studiach poeta ma indywidualny tok nauki i chodzi na te wykłady, które mu odpowiadały a resztę zaliczał cyt.: „na piękne oczy”. Prace magisterską „Postać Stanisława Augusta Poniatowskiego w poezji okolicznościowej jego epoki” pisze już na 3 roku studiów.

Czas po za nauką upływał mu dość „wesoło”. (tu znowu posłużę się cytatem z wyżej wymienionej książki):

– W jednym z wywiadów mówiłeś, że swoją młodość wspominasz jako pasmo rozterek erotyczno-alkoholowych. Czy miałeś na myśli okres studiów?

– Na pewno tak. Jak już wspomniałem, zawsze byłem kochliwy, ale na studiach ta kochliwość nabrała intensywności, a poza tym było coś takiego…Pisałem o tym w ?Autoportrecie z kanalią”, że w zależności od tego, kto z kim pił i z kim się kochał, tworzyły się klany czy elity studenckie. Na moim roku było sto pięćdziesiąt osób, więc nie było możliwe, abyśmy się wszyscy znali.

Dobieraliśmy się małymi grupkami i akurat do mojej paczki należało jeszcze dwóch kolegów: Staszek Ledóchowski – chłopak, który we Francji studiował na Akademii Wychowania Fizycznego, potem poszedł do wojska i służąc w Czadzie, podczas skoków spadochronowych uległ wypadkowi, co uniemożliwiło mu karierę sportową. Przyjechał więc do Polski i podjął studia na polonistyce.

Był jeszcze Wojtek Stronias z Gdańska, którego ojciec, jak rzadko kto wówczas w Polsce, miał sklep z konfekcją i działał jako prywatny przedsiębiorca. Wszyscy trzej poznaliśmy się, o ile pamiętam, w czasie meczu piłki nożnej. Staszkowi udało się podać mi piłkę, ja ją zacentrowałem, a Wojtek strzelił bramkę. Potem poszliśmy na wódkę i w taki to naturalny sposób zaprzyjaźniliśmy się. Ta przyjaźń przetrwała zresztą do dzisiaj i chociaż nie widujemy się zbyt często, to zachowujemy poczucie więzi. Wiemy, że zawsze możemy na siebie liczyć.

Wtedy na studiach braliśmy z Wojtkiem udział w zdobywaniu dziewczyny dla Ledóchowskiego. Zakochał się w studentce z Ameryki, która też była na naszym wydziale, tyle że miała już jakiegoś chłopaka. Najpierw więc ?pomogliśmy” jej pozbyć się tego konkurenta, a kiedy to się udało, jego miejsce zajął Staszek.

Ledóchowski miał na nas duży wpływ, ponieważ jako Francuz z urodzenia imponował nam znajomością dobrej kuchni i umiejętnością przygotowania wykwintnych dań. Z Francji przywoził rozmaite przyprawy, doskonałe sery i wina, a potem urządzał wystawne kolacyjki. Świetnie gotował i ja od niego się tego nauczyłem, ale przede wszystkim nauczyłem się lubić kuchnię. Od niego i od ojca, bo ojciec też nieźle gotował, a jeszcze lepiej improwizował. Potrafił zrobić coś z niczego.

U Staszka zaś – to już była kuchnia wyrafinowana, dla smakoszy. W ogóle prowadziliśmy dosyć epikurejski tryb życia. Bezustannie gdzieś chodziliśmy – pić, jeść albo tańczyć, l sami obwołaliśmy się królami życia, elitą. Moi rodzice bardzo się tym denerwowali. Ludzie z roku patrzyli na nas z zawiścią i niechęcią, a my balowaliśmy! Staszek miał samochód, Wojtek miał samochód. Ja miałem gitarę. Dziewczyny zabiegały o nasze względy. Pojawiały się i znikały. Staszek ze swoją Amerykanką wynajęli mieszkanie na mieście, ale większość imprez odbywała się jednak u mnie, bo rodzice przeważnie spędzali czas w pracowni albo często ich nie było, więc miałem wolną chatę. Ojciec tylko mówił: ?Jak masz chatę, to nie kupuj szkła, bo będą cię mieli za frajera”.

No i rzeczywiście ostro się piło. Mieliśmy zwyczaj między zajęciami tak dla szpanu – zbiegać na Tamkę (gdzie był taki bar – bistro) i wypijać setkę.

Inna sprawa, że miałem bardzo mocną głowę. Mogłem dużo wypić nie było po mnie znać, co oczywiście w tym wieku bardzo podnosi prestiż mężczyzny. W miarę jednak, jak rosła moja popularność jako piosenkarza, nie tylko przez to, co pisałem i nie tylko przez moje półlegalne, pół opozycyjne występy, ale przez to, że Jan Pietrzak zaprosił mnie do kabaretu ?Pod Egidą” – wszystko to stwarzało aurę radosnej i raczej zmysłowej młodości niż buntowniczo-ascetycznej.

– O takich postawach dwadzieścia lat wcześniej mówiłoby się „bananowa młodzież”.

– Nie mieliśmy aż tyle pieniędzy, żeby wydawać jakieś straszliwe sumy po restauracjach czy wybierać się gdzieś nad morze, dla fantazji. Aż tak to nie… Chociaż w porównaniu ze stopą życiową przeciętnego studenta, to można było nam zazdrościć.

W tym czasie Jacek Kaczmarski daje ciągle koncerty bez względu na widownie. Śpiewa i dla opozycji jak i dla partyjnych przyjaciół ojca. Dzięki źle odczytanemu przesłaniu w tekście piosenki ” Mury ” staje się Bardem Solidarności i zaczyna koncertować dla środowisk opozycyjnych a jego twórczość rozprzestrzenia się w drugim obiegu. W 1980r. bierze ślub z córką dygnitarza i zakłada własną rodzinę

W 1981 roku wyjeżdża razem z Gintrowskim i Łapińskim do Francji na koncerty. W grudniu obaj Jego przyjaciele wracają do kraju przesunąć terminy koncertów. Już nie wracają do Francji. W Polsce wybucha stan wojenny- granice zostają zamknięte. Jacek Kaczmarski zamyka sobie drogę powrotną angażując się w życie emigracji i publicznie potępiając rząd Polski. Bardzo dużo koncertuje i nie tylko w Europie ale i w Ameryce.

Następnie sprowadza na zachód żonę. Spotykają się w Szwecji a stamtąd już razem wyjeżdżają do Paryża – proszą o azyl polityczny. Dwa lata później w 1984r. zaczyna pracować w ” Radiu Wolna Europa ” w Monachium. Nadal koncertuje, odwiedza: Kanadę, USA, Europę zachodnią, Afrykę Południową, Nową Zelandię, Australię. Wydane zostają dwie jego książki ” Wiersze i Piosenki ” oraz ” Mój zodiak „. W RWE pracuje aż do zamknięcia sekcji polskiej. W tym czasie na świat przychodzi syn Kaczmarskiego – Kosma. Trochę później rozpada się jego rodzina a on sam wpada w nałóg alkoholowy. Wydobywa się z niego po dwukrotnym leczeniu i dzięki pomocy Jego przyszłej drugiej żony – Ewy, z którą w krótkim czasie bierze ślub. Na świat przychodzi jego córka – Patrycja. Wkrótce zostaje zamknięta polska sekcja i Kaczmarski traci stałą pracę. Wreszcie może wrócić do Polski ale nie robi tego przyjeżdżając do kraju tylko na koncerty W roku 1995 wraz z rodziną osiedla się w Australii nie opodal Perth ( stolica zachodniej Australii ). przed wyjazdem wydaje program ” Pochwała łotrostwa „. W Australii powstają nowe piosenki, które po złożeniu w program są przedstawiane podczas koncertów publiczności w Polsce.

Koniec lat dziewięćdziesiątych to kolejny rozwód i nowy związek poety.

W roku 2000 Kaczmarski przyjechawszy do Polski przedstawił swoje nowe dzieła: ” Dwie Skały ” i książkę ” O aniołach innym razem „.

W tym roku zostaje też odznaczony Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Nagroda odebrana z rąk byłego komunisty budzi wiele kontrowersji wśród fanów.

Rok 2001 to promocja nowego albumu „Dwadzieścia (5) lat później” i książki „Napój Ananków”. Powstaje program – „Mimochodem”, który w sklepach pojawia się dopiero w 2002 roku.

W marcu 2002 roku dwa dni po urodzinach Kaczmarski dowiaduje się od lekarzy że cierpi na raka przełyku. Jest to zaawansowane stadium choroby. Jacek podejmuje leczenie w Austrii. Wybiera nader kosztowną kurację w nadziei, że oprócz życia uratuje także głos. W nieszczęściu pomaga mu rzesza fanów i przyjaciół, którzy jak tylko potrafią próbują mu pomóc.

17 marca 2004 roku Jacek otrzymuje Fryderyka za całokształt Twórczości. Niestety nagrody nie jest już wstanie odebrać osobiście.

10 kwietnia 2004 roku Jacek przegrywa z chorobą – umiera w jednym z gdańskich szpitali.

Pogrzeb odbywa się dnia 24 kwietnia 2004 roku. Prochy mistrza zostały złożone na Warszawskich Powązkach. W ostatniej drodze poecie towarzyszą liczni przyjaciele i wielbiciele.

Na tym kończy się życiorys Jacka Kaczmarskiego. Zmarł mając 47 lat. Pozotawił po sobie setki wierszy i piosenek, kilka powieści oraz felietonów. Nie zniknął też z pamięci ludzkiej. Jest obecny w kazdym domu, w którym z głośników płynie głos gitary i Jego wspaniały głos. Pozostał tez w świadomości licznych wielbicieli, których uratował od zatracenia się w coraz szybciej pędzącym świecie.

Źródło: Grzegorz Dudziński